Z Joanną i Mariuszem na kilka miesięcy przed ich ślubem odwiedziliśmy Bielsko. Nad Niprem, Waryńskiego (tak, to ten ze starej stuzłotówki), Podcienie, Rynek, Schodowa. Wystarczy krótki spacer wokół bielskiej starówki i można bardzo, bardzo polubić to miasto. Bielsko ma coś z gwarnych, wielkich metropolii a jednocześnie coś prowincjonalnego, w najlepszym tego słowa znaczeniu. Coś, co sprawia, że czas biegnie tu jakby wolniej, jakby oddalił się od głównego nurtu. Może to za sprawą ciągle niewyremontowanych kamienic (oby jak najdłużej), może to te góry wokół a może ci ludzie, którzy ciekawie się sobie przyglądają, czasem się uśmiechną. Gdybyśmy mieli listę „most preferred”, to Bielsko byłoby w czołówce miejsc wybieranych na fotograficzne sesje ślubne oraz sesje narzeczeńskie. I tak spacerowaliśmy z Joanną i Mariuszem, rozmawialiśmy, czasem przystawaliśmy a to na schodach, a to przy odrapanym murze, w zaułku, na podcieniach. Wszędzie, gdzie objawiał nam się ten „fotogeniusz” Bielska. A na koniec stanęliśmy na zamkowym murze, na przeciwko Poczty i przez chwilę wydawało się nam, że dołem właśnie przejechał bielski tramwaj…
Czytaj więcej ...
Czytaj więcej ...